Wywiad z Marcelą Cierkosz

Pyskaty Zamsz: Marcela, kiedy ktoś mówi mi, że nie da się ubrać "od stóp do głów" w rzeczy z lumpeksów i wyglądać dobrze, kieruję go na Twojego Instagrama. A kiedy z kolei pyta mnie kim właściwie jesteś, odpowiadam, że fotomodelką robiącą często kampanie dla niszowych polskich marek i prawdziwą vintage queen, która na zakupach z drugiej ręki zna się jak mało kto. Coś jeszcze powinnam dodać na Twój temat?

Marcela Cierkosz: Bardzo mi miło, dziękuję. Od niedawna jestem też projektantką we własnej marce, a w ogóle z wykształcenia i zawodu jestem Marketingowcem i zajmuję się też E-commercem dla marek. Przypadkiem stałam się również influencerką, co bardzo mnie cieszy, bo największy wpływ (influence) mam właśnie na zmianę nawyków zakupowych. Cieszy mnie też to, że przez działania w sieci udaje mi się namawiać dziewczyny na szukanie upragnionych rzeczy z drugiej ręki i odchodzenie od sieciówek. Zwracam też uwagę na kupowanie rzeczy dobrej jakości, na lata, nie ważne czy nowe, czy używane. Obecnie jestem w trakcie pisania e-booka o tkaninach, ich właściwościach i dbaniu o nie tak, żeby służyły nam na lata.

Pyskaty Zamsz: Skąd u Ciebie takie zamiłowanie do rzeczy z drugiej ręki? Chodzi tu bardziej o dbałość o planetę, oldskulową duszę, czy kryje się za tym jeszcze inna historia?

Marcela Cierkosz: Na pewno, mama uczyła mnie od dziecka, że używane ciuchy są dobre i "cool". Pamiętam, że największą atrakcją w młodości były dni, w które mama przywoziła torby ciuchów po czyszczeniu szaf jej koleżanek, a my z siostrą buszowałyśmy w tych torbach, przekrzykując się nawzajem, kto daną rzecz zobaczył pierwszy i w czyje ręce ona trafi. Noszenie ciuchów po ciociach (tak nazywałyśmy wszystkie koleżanki mamy) i kuzynkach wydawało nam się czymś super, szczególnie, że znajome naszej mamy, po których te rzeczy dostawałyśmy, były naprawdę stylowymi kobietami. Teraz widzę z perspektywy czasu, że odbierałyśmy to jako coś fajnego, bo nie była to dla nas konieczność, jako, że rodziców raczej było na wszystko stać. Nie czułyśmy zatem, że nosimy te rzeczy "z darów", bo nie stać nas na ciuchy. Ale to zapoczątkowało u mnie i u siostry miłość do rzeczy z drugiego obiegu. Zawsze byłyśmy najbardziej stylowo ubranymi dziewczynami w szkole, a większość rzeczy miałyśmy z drugiej ręki. Potem, w wieku szkolnym, zaczęłyśmy już chodzić do lumpeksów same i pokochałyśmy tę adrenalinę wyszukiwania tej jednej rzeczy sprzed wielu lat, której nikt oprócz nas nie będzie miał. Tak to się zaczęło i trwa to do dziś. Z kwestią mojej dbałości o planetę wiąże się bardziej odejście od sieciówek typu Zara czy H&M. Wcześniej łączyłam vintage z sieciówkami, teraz łączę vintage z ciuchami od lokalnych projektantów szyjących etycznie czy z ciuchami i butami od marek luksusowych.

Źródło zdjęcia: Instagram @marcelacierkosz

Pyskaty Zamsz: Nie da się ukryć, że kupowanie rzeczy z drugiej ręki stało się teraz po prostu modne i jest trochę wyznacznikiem obeznania w modzie, czy wręcz dobrego smaku. Wcześniej jednak zdarzało się, że second handy były postrzegane jako miejsca do ubierania się dla tych osób, których po prostu nie stać na nowe rzeczy. Zdarzyło Ci się, że ktoś w taki sposób patrzył na Twoje praktyki zakupowe?

Marcela Cierkosz: Nie spotkałam się z tym, ale tak jak pisałam wyżej, pochodzę raczej z średnio zamożnej rodziny, chodziłam do w miarę prestiżowych szkół, więc kupowanie w lumpeksach to zawsze był nasz wybór, nie konieczność. Było nas stać na Zarę, ale wolałyśmy z koleżankami być wyjątkowe i nosić niepowtarzalne rzeczy z poprzednich dekad. Połowa mojej rodziny pochodzi jednak z Leszna i z ich perspektywy wiem, że kupowanie w lumpeksach uznawali raczej za obciach. Tam prestiż przynosiły tylko rzeczy z sieciówek i to takich, do których trzeba było jechać ponad godzinę do innego miasta. To był po prostu kompleks małego miasta. I zazwyczaj ten sam problem mają osoby, które muszą kupować w lumpeksach, bo nie maja innego wyboru. Nie kojarzy im się to z niczym przyjemnym i podejrzewam, że może bywać nawet upokarzające. Ale to podejście na szczęście się mocno zmienia w ostatnich latach. Teraz nawet wtedy kiedy lumpeks jest twoją jedyną opcją, nadal czujesz się "cool", bo moda vintage stała się najmocniejszym trendem ostatnich lat.

Pyskaty Zamsz: Na którymś z Twoich stories wyczytałam, że od kilku lat nie kupujesz w sieciówkach. Faktycznie nie zdarzyło Ci się przez ten czas kupić nawet H&M'owskich skarpetek?

Marcela Cierkosz: Przyznaję, że skarpetki z H&M są jedyną rzeczą, którą pozwalam sobie kupować w sieciówkach, ale tak się złożyło, że nie potrzebowałam nowych skarpetek przez ostatnie 2,5 roku. Jestem mistrzem prania i nie niszczę dzięki temu ciuchów (wbrew pozorom, nastawianie programów dla większości osób to czarna magia i niby je nastawiają, ale nie do końca je rozumieją - stąd też pomysł na e-book). Jeśli chodzi o buty, to kupuję je od polskich marek lub na vinted, a bieliznę kupuję raz na jakiś czas, lepszej jakości i jakoś tak od lat nie zdarzył mi się moment w którym pomyślałam "O nie, brakuje mi majtek!". A przez ostatnie 2 lata w sieciówkach kupiłam raz spodnie, w podróży jako szybki ratunek, sweterek i dwa t-shirty w Uniqlo, ale one akurat są świetnej jakości i to jest taka rzecz, którą kupiłabym drugi raz.

Pyskaty Zamsz: Co najbardziej lubisz w kupowaniu używanych rzeczy, a co jest wg. Ciebie najbardziej problematyczne w takim podejściu do zakupów i mody?

Marcela Cierkosz: Najbardziej lubię adrenalinę i dreszczyk emocji towarzyszący szperaniu. To trochę jak gra w totka czy hazard - nigdy nie wiesz czy na coś trafisz, czy wygrasz z innymi kupującymi. W samej modzie i rzeczach vintage najbardziej kocham historię, której nie znam. Zastanawiam się czasem jak daleką drogę przebyły dane rzeczy, ile osób je nosiło przede mną i wiem, że nigdy się nie dowiem i przyznaję, że mnie to bardzo intryguje i jara. Oczywiście doceniam fakt, że sporo na tym oszczędzam, dzięki temu mogę wydać przykładowo 2-3 razy więc na buty, które będę mieć na lata.

Źródło zdjęcia: Instagram @marcelacierkosz

Pyskaty Zamsz: To teraz pora na pytanie klucz, na które odpowiedzi sama jestem bardzo ciekawa. Gdzie kupujesz vintage rzeczy?

Marcela Cierkosz: To jest najgorsza odpowiedź jaką usłyszysz, ale wszędzie. Nigdy nie przechodzę koło lumpeksu obojętnie, najczęściej odwiedzam 3 lumpeksy, które mam pod domem i nie lubię ich polecać, bo potem każdy myśli, że one są najlepsze, bo ja tam coś super znalazłam, a to nie prawda, bo każdy jeden jest najlepszy. Gwarantuję Ci, że w lumpeksie pod Twoim domem też znalazłabym perełki. Kluczem do posiadania dobrych rzeczy z lumpeksu jest chyba regularność. Im częściej się w nich pojawiasz, tym większe masz szanse na znalezienie perełek. Dlatego ja bywam w każdym "moim" lumpeksie przynajmniej trzy razy w tygodniu.

Pyskaty Zamsz: Masz jakiś usystematyzowany proces takich zakupów, który zawsze się sprawdza, czy po prostu zaglądasz do wybranych miejsc i "idziesz na żywioł", oddając się swoim łowieckim instynktom?

Marcela Cierkosz: Jeśli jest to lumpeks z wieszakami, to zazwyczaj przeglądam rzecz za rzeczą. To jest naprawdę świetny trening rąk. W koszach albo przerzucam każdą jedną rzecz, albo szybko przeglądam, bo po latach jedwab i inne piękne i naturalne tkaniny wyłapuję w oka mgnieniu. Lata praktyki! Raczej nie chodzę na dostawy, zdarzyło mi się może ze trzy razy, bo nie lubię walki, która się wtedy odbywa. Kupuję też sporo na vinted i tam mocno kombinuję z hasłami, choć ludzie potrafią nadal w opis wpisać dokładnie wszystko, żeby wyszukiwanie zwariowało. W vintage shopach, w których rzeczy są już wyselekcjonowane również sprawdzam wieszak za wieszakiem i oglądam każdą rzecz. To mnie bardzo relaksuje!

Pyskaty Zamsz: Ja też kupuję bardzo często w lumpeksach, ale do tej pory ciężko było mi znaleźć odpowiedniego kompana do takich zakupów. Znajomi jako argument przeciwko podają często… zapach, który roznosi się w sklepach z odzieżą na wagę. Znasz jakiś sposób na radzenie sobie z tego typu blokadą?

Marcela Cierkosz: Szczerze? Akceptujesz zapach i brud, albo kupujesz w vintage shopach czy na platformach do kupna rzeczy z drugiej ręki. Nie ma nic pomiędzy. Właśnie po to istnieją vintage shopy i takie platformy, żeby nie trzeba było znosić przykrego zapachu i mało komfortowych warunków zakupowych.

Źródło zdjęcia: Instagram @marcelacierkosz

Pyskaty Zamsz: A jak zapatrujesz się na zakupy rzeczy z drugiej ręki, ale od luksusowych marek, jak np. te które pojawiają się na Pyskatym Zamszu? Wiem, że masz w swojej kolekcji kilka vintage perełek od projektantów – gdzie je upolowałaś?

Marcela Cierkosz: Nigdy nie kupiłam nic z takiego sklepu, choć nie raz przeglądałam. Zawsze koniec końców znajdę tę perełkę na platformach typu depop czy ebay. W taki sposób kupiłam np. 2 pary szpilek Jimmy Choo w perfekcyjnym stanie, z certyfikatem oryginalności i w dużo niższej cenie - bo z drugiej ręki. Na pewno kiedyś kupię rzecz z takiej strony i bardzo wspieram tę ideę, ale po prostu póki co nie trafiłam na taką rzecz, która skradłaby moje serce na tyle, żeby miała ona znaleźć się w mojej szafie.

Pyskaty Zamsz: A skoro już o tych vintage perełkach mowa – masz w szafie jakieś, które uważasz za swoje topowe zdobycze?

Marcela Cierkosz: Mam jedne ulubione jeansy w drobną biało-błękitną krateczkę kupione około 15 lat temu za 1 zł, właśnie we wspomnianym wcześniej Lesznie. Moją perełką są też sandałki Jimmy Choo w kolorowe groszki i perfekcyjny beżowy trencz z jakiejś nieznanej firmy. Mam też sporą kolekcję vintage jeansów i do każdej pary mam ogromny sentyment.

Źródło zdjęcia: Instagram @marcelacierkosz

Pyskaty Zamsz: Jak już wspomniałam na początku, śledzę też Twoją karierę w fotomodelingu, w ramach której często jesteś twarzą kampanii polskich niszowych marek. Czy w Twojej szafie można też znaleźć ubrania od takich brandów?

Marcela Cierkosz: Tak, zdecydowanie. Kupuję raczej rzadko, ale zdarza mi się. Kupuję rzadko, bo zazwyczaj nie mam potrzeby. Przez lata stworzyłam świetną bazę ubrań i dokupuję tylko perełki vintage, nie dlatego, że potrzebuję, tylko dla zabawy modą. Zazwyczaj to mi wystarcza i nie ciągnie mnie do kupowania rzeczy od projektantów. Żeby tak się stało, musi mnie coś naprawdę zachwycić. Mam też swoje krawcowe w Krakowie, które szyją mi rzeczy na miarę, stąd raczej nie pojawia się sytuacja w której faktycznie jakiejś rzeczy konkretnej szukam. Jak już potrzebuję to sobie szyję. Koszt zazwyczaj jest zbliżony, ale satysfakcja dużo większa.

Pyskaty Zamsz: To może jeszcze na sam koniec, wybiegając już myślami w kierunku wiosny 2021 – co masz na liście swoich zakupów na nadchodzący sezon?

Marcela Cierkosz: Hmmm… Trudne pytanie, bo ja raczej wszystko mam i od dawna kupowanie rzeczy to takie moje "widzi mi się". Myślę o sandałkach na niskim obcasie, w których będę biegać całe lato i nowych balerinach, bo poprzednie mam już czwarty sezon. Upatrzyłam sobie też jedne vintage okulary Gucci. Poza tym nie mam potrzeby kupienia niczego innego, ale wiem, że na pewno nie raz w lumpeksie znajdę rzecz, za którą totalnie przepadnę. To będzie jednak zakup natury nieplanowanej :) .